poniedziałek, 3 sierpnia 2015

zwiedzanko - DZIEŃ 1. (KATEDRA, CASTELL DE BELLVER)

Choć mojego M. niekiedy bardzo ciężko jest zwlec z łóżka (jak się tutaj okazało, przy 35 stopniach graniczy to niemal z cudem) już drugiego dnia jego pobytu udało mi się namówić go na wycieczkę do stolicy. Na samej stolicy nie poprzestaliśmy. Zafundowaliśmy sobie również mały spacer na jej obrzeża, za cel obierając Castell de Bellver


Mapka oczywiście nieco oszukana, z Palmanova do Palmy dostaliśmy się autobusem (taak, powinniśmy zaczekać piętnaście minut, ale dziwnym trafem po dwóch podjechała inna linia, która planowo powinna być dwadzieścia minut wcześniej; KOCHAM KOMUNIKACJĘ PUBLICZNĄ NA MAJORCE). 

Wysiedliśmy na głównym dworcu autobusowym w Palmie, w samym jej centrum. Nie poświęciliśmy jednak zbyt wiele uwagi na zwiedzanie tamtych rejonów, od razu skierowaliśmy swoje kroki na obrzeża, w kierunku katedry, maszerując uliczkami, jak ta poniżej:


Myślę, że poświęcę zwiedzaniu Palmy najbliższą niedzielę. Nie wiem, dlaczego, ale do tej pory stolica była jakoś przeze mnie spychana na dalsze pozycje listy miejsc, które chcę odwiedzić. Chętnie skieruję swoje kroki tym razem w kierunku przeciwnym do wybrzeża, które jednak niewątpliwie ma swój urok.

Znajdziemy tam, poza piaszczystą plażą, portem oraz "parkiem miejskim" (słowo "park" w odniesieniu do tego skrawka zieleni zawsze mnie bawi ^^) imponującą, gotycką świątynię - katedrę La Seu. Legenda głosi, że jednego z władców Majorki - Jakuba I - podczas rejsu na wyspę spotkała burza tak straszna, że obiecał sobie, iż jeśli Matka Boska wysłucha jego modlitw i pozwoli przeżyć, machnie jej taką świątynie, że czapki z głów. Jak widać - przeżył i trzeba przyznać, miał rozmach. 





























Zdecydowaliśmy się jedynie na podziwianie ogólnej sylwetki budowli, ponieważ to nie ona miała być perłą tego dnia. Pod katedrą jedynie odpoczęliśmy chwilę, odmówiliśmy kilku NAPRAWDĘ KUSZĄCYM ofertom kupna okularów marki Bay Ran, czy wody 2 E za pół litra. Generalnie, ilość czarnoskórych sprzedawców obładownych plastikowym badziewiem w turystycznych miejscach jest zastraszająca. I nie, nie jestem rasistką, wręcz przeciwnie. Tak tylko mówię. Sporo było też ulicznych performerów, jeden z nich przypawił mnie nawet o mały zawał serca. Wiecie, takich co to udają, że niby są figurą, że niby nic. A jak obok nich przechodzisz - BACH! Oblałaś się wodą, cóż.



Nie spodziewaliśmy się w sumie, że Castell de Bellver znajduję się tak spory kawałek od katedry, wyszło nam dobre 6 km. Niemały wysiłek przy typowym upale, ale daliśmy radę. W zasadzie byłam już bardzo blisko zamku sama, tydzień lub dwa wcześniej. Wtedy jednak miałam ze sobą rower, ale nie miałam... kluczyka do zabezpieczenia. Udało mi się więc wtachać go tylko po 219 schodach (taak, liczyłam) i podziwiać panoramę Palmy oraz portu:



Z M. udało nam się zawędrować wyżej, jako że nie mieliśmy zbędnego balastu poza naszym naturalnym sadełkiem ^^ Na samym szczycie wzgórza znajduje się kolejna gotycka budowla - Zamek Pięknego Widoku. Wzniesiony, tym razem na rozkaz Jakuba II, na planie koła, miał strzec dostępu do zatoki oraz miasta i służyć jako siedziba królewska. Uważany za architektoniczną perłę Majorki. Faktycznie, prezentuje się całkiem sympatycznie. Co tu dużo mówić, na architekturze znam się tyle, co na hodowli jedwabników, widoki były świetne. Z resztą, spójrzcie sami:







Wstęp na zamek kosztuje 4 E, ale że ładnie się uśmiechnęłam weszliśmy bez legitymacji na zniżce studenckiej, 50 % taniej. Lody karmelowe piechotą nie chodzą!

Pierwszy dzień zwiedzania prezentował się tak, dosyć skromnie, zważając na kolejne. Jednak o tym następnym razem, już niedługo, obiecuję!

Dostaję ostatnio sporo, naprawdę miłych opinii na temat tego miejsca, co bardzo motywuje do pisania. Tylko mojej technice organizacji czasu sporo jeszcze brakuje do perfekcji i tak jakoś wychodzi... No nic, do kolejnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz